Błąkam się pośród chaosu
Ludzie się gromadzą pod jakimiś sztandarami w ramach takiego lub innego zbioru i naciskają na tych, którzy chcą z kolei swoją indywidualność zachować, i tak rodzi się ucisk. A to z kolei tworzy tarcie, odpowiedź. Nikt tutaj nikomu nie dał recepty na jeden wzorzec ogólnej szczęśliwości, a jako że bogowie milczą, to sam sobie tłumaczę świat dla swojej suwerennej placówki – Hubert „Spięty” Dobaczewski o ostatniej płycie Black Mental.
Marek Szubryt: Jak wyobrażasz sobie idealną sytuację: uwarunkowania ekonomiczne, system czy – ogólnie rzecz ujmując – rzeczywistość, w której możesz tworzyć i spełniać się jako artysta?
Hubert „Spięty” Dobaczewski: Dobrze jest mieć zabezpieczenie, żeby te wszystkie uwarunkowania kredytowe czy rodzinne nie spędzały snu z powiek. Jednakże, cytując klasyka, najbardziej wiarygodny jest artysta głodny, i to pewnie nie odnosi się tylko do sztuki. Jeśli znajdujesz się w sytuacji, kiedy masz ograniczone środki, nie chodzi tylko o finanse, ale możliwości w ogóle, to szukasz rozwiązań, a twoja kreatywność jest dużo większa niż wtedy, kiedy masz zapewniony komfort. Bo komfort, to jest dość paradoksalne, ale bardzo ludzkie, nie jest przez nas dostrzegany. Kiedy mamy wszystko zapewnione, to przysypiamy. A jak mamy pod górę, to pojawia się rozwój, który jest w tym kontekście wartością pożądaną.
W jednym z wywiadów Radek Rak, autor Baśni o wężowym sercu, mówił, że stara się trzymać zasady, że to, co na temat swojego dzieła miał do powiedzenia, zawarł w książce. Dlatego wszystko, co z jego książką związane, jak tylko może, woli zbyć milczeniem.
Nigdy się na to w pełni nie targnąłem, ale muszę przyznać, że to bardzo dobry patent. W przypadku Black Mental miałem podobne przemyślenia, że może faktycznie mówienie czegokolwiek i pisanie materiałów to nie do końca dobry pomysł. I oczywiście ktoś może zapytać, a ja mogę odpowiedzieć albo zbyć to milczeniem. Ale robiłem także rzeczy, nad którymi do końca nie miałem kontroli, i właściwie wychodziły mi takie, jakie wychodziły po prostu, bez mojego specjalnego udziału – w trakcie procesu twórczego trudno było mi to było objąć głową. A żeby się do tego wszystkiego zdystansować, warto prowadzić takie rozmowy, które pomagają. Można się czegoś o płycie od drugiej osoby dowiedzieć albo samemu spojrzeć na to z innej perspektywy, a to jest bardzo potrzebne do kolejnych kroków, które się przedsiębierze. Chyba nie ma na to jednej recepty, wszystkie patenty są dobre, a to, który się wybierze, zależy od twórcy i dzieła.
Widzieliśmy się wielokrotnie i mam wrażenie, że unikałeś, kiedy tylko nie musiałeś, albo przynajmniej zmniejszałeś swoją obecność w mediach, a oprócz ciebie na wywiad szli także inni członkowie Lao Che. Będąc na swoim, chyba nie masz już takiej możliwości.
Teraz jestem zmuszony, żeby wszystko przechodziło przeze mnie, ale nigdy nie miałem problemu, żeby rozmawiać o tym, co robię, bo to mogą być ciekawe spotkania. Natomiast w Lao Che było nas siedmiu i mogłem wypowiedzieć się na szereg tematów, ale nie na wszystkie, więc śmiało można było też pytać Denata, Karola, Wierzę, bo każdy miał coś do powiedzenia o tym, co wspólnie robiliśmy.
Black Mental nie stroni od tego, co ostatnimi czasy dzieje się wokół nas – bolączek, nazwijmy to, natury społeczno-politycznej. Choć unikasz jednoznaczności, już same tytuły nakierowują: Lejce, które leczą, Bitwa o CO2, Narodowy Socjalizm Kosmosu. Nie boisz się pytań, co autor miał na myśli i dlaczego?
Powiem szczerze, że nie byłem jakoś specjalnie pytany czy pociągany za język. Wiadomo, że to jest tak, że żyję na świecie w takim, a nie innym czasie, taka jest specyfika i dlatego nie jest to pewnie bez przyczyny, że się zająłem rozmyślaniem na temat systemów, bo tematy społeczno-polityczne są na wyciągnięcie ręki. Są u nas silnie obecne i jak jakiś czas temu zrobiłem sobie takie podsumowanie w głowie, że właściwie i Gospel był podobnym tematem, potem płyta Dzieciom i WOS, więc jakoś tak naturalnie wyszło, że zastanawiałem się nad tym, jak człowiek sobie radzi w świecie. A jako że w ostatnim czasie polityka bardzo się rozpanoszyła, w naszym kraju także, i jest po prostu wszędzie, toteż trudno od niej uciec. Stąd zaczęło mnie zastanawiać, w jaki sposób te społeczeństwa funkcjonują na poziomie mniejszych i większych systemów, których to główną pożywką jest, jak się okazuje, manipulacja.
„A systemy lubią kręcić kręcić low-budget horrory”
To nie jest nowe zjawisko, bo zostało to określone już tysiące lat temu. Manipulacja to nic innego jak politykowanie i jakkolwiek by spojrzeć, nie chce być inaczej.
Z jednej strony wypowiadasz się w szerszym kontekście, ogólnym, o systemie i ideach, które mają na nas często ponury wpływ, z drugiej jednak podkreślasz sytuację jednostki, która jest wpisana w ten system. Ten plan ogólny miesza się z perspektywą osobną, bardzo osobistą.
To jest płyta o poszukiwaniu, o marzeniu, o ideale, który nie jest do osiągnięcia, natomiast nasuwa się od razu pytanie: czy to szukanie porzucić? Na pewno nie, tego zajączka się goni bez możliwości złapania go. Nastrój jest minorowy, bo systemy w tej chwili są naprężone, pokazują swoją ciemniejszą stronę, czy to będziemy mówić o Internecie, manipulowaniu informacją, czy politykowaniu na każdym możliwym poziomie.
Mniej więcej 10 lat temu popularne było jeszcze stwierdzenie o końcu historii, o tym, że eksport demokracji na inne rejony świata ma się świetnie, a zachodnie społeczeństwa powoli, ale sumiennie i bez wahania wspinają się po linie dobrobytu, rozwoju i ogólnego dobrostanu.
Do tego pojawia się kolejna problematyka, chociażby ekologiczna, przed którą nie ma ucieczki, nie może już być zamieciona pod dywan w żaden sposób, bo prędzej czy później i tak nas dopadnie. Nas bądź pokolenie naszych dzieci, to bez znaczenia, bo ten miecz wisi nad nami, dlatego warto się jakoś opanować, zmienić i zdać sobie sprawę, że dalej w ten sposób nie można.
Tylko jak? Na płycie unikasz wskazywania palcem, a na swoim przykładzie pokazujesz, że taka jest logika systemu, że z czasem wpada w samozachwyt, karleje, brutalizuje się, autoryzuje. „Sztandar wzniesie twoja podobiznę, kto nie pokocha, tego wyrżnę”. Chciałeś przecież tylko, żeby było dobrze, ale i tak koniec końców „upadek ogłosi radiostacja i nastąpi dezhubertyzacja”.
Te systemy zawsze były takie same, bo system jest zbudowany na człowieku, a ten wpada w pułapkę mechanizmów i tego, jaką ma naturę. Z jednej strony się podporządkowuje i jest uległy, albo nawet potrzebuje tej manipulacji, szuka jej i jest podatny, a z drugiej strony szuka możliwości manipulowania. I nagle pojawia się problem, kto tu ma rację, bo to są wiecznie przepychanki polegające na tym, kto mówi prawdę. Jeśli mocno wierzę w tę swoją ideę, rację i jestem zaślepiony, to staję się autorytarny i usprawiedliwię wszystkie plugastwa manipulacyjne w imię mojej jedynie słusznej idei. Bo ja przecież wiem i was do tego szczęścia, jeśli nie posłuchacie, zmuszę. W historii świata takich przykładów jest wiele i będzie wiele, bo taka chyba jest natura ludzka. Mocno niedoskonała.
Język na płycie skrzy się metafor i porównań, ale jednocześnie przebija przez niego motyw może nie wojny, ale walki.
Zawsze kiedy pojawia się presja, będzie odpowiedź. Ucisk rodzi bunt. Mamy tutaj do czynienia z energią, która próbuje nas ukształtować na swoją modłę i pomysł. A samej wizji tego, jak można żyć, jest tyle, ile ludzi. To poniekąd jest też płyta o poszukiwaniu, o tęsknocie za wolnością, by móc myśleć w sposób indywidualny, bo z jednej strony jesteśmy podobni, a z drugiej niepowtarzalni. Ludzie się gromadzą pod jakimiś sztandarami w ramach takiego lub innego zbioru i naciskają na innych, którzy chcą z kolei swoją indywidualność zachować, i tak rodzi się ucisk. A to z kolei, że wrócę do początku, tworzy tarcie, odpowiedź. Nikt tutaj nikomu nie dał recepty na jeden wzorzec ogólnej szczęśliwości, a jako że bogowie milczą, to sam sobie tłumaczę świat dla swojej suwerennej placówki. Nie wiem, czy wszyscy tak mają, ale wydaje mi się, że dla mnie jest to najwłaściwsza droga: ciągle muszę siebie pytać, kim jestem, czego potrzebuję, o czym marzę, co kocham, co mnie uwiera, i w ten sposób się samookreślam.
Na ile, z perspektywy obu płyt, twój wiek ma wpływ na to samookreślenie? Utwór Wanted jest w pewny sposób zbieżny z tym, co znajduje się na Antyszantach, tyle że o ile na pierwszej płycie jest mnóstwo energii i refleksji osoby młodej wiekiem, to w Wanted patrzysz z perspektywy osoby dojrzałej, może nie pogodzonej, ale godzącej się z przemijaniem.
Trafne spostrzeżenie, też o tym myślałem, choć bardziej chodziło mi nie o samą śmierć jako wielki finał. O śmierć, która jest jedną z niewielu rzeczy sprawiedliwych na Ziemi. Nikt o niej nic nie wie, co w sumie też można rozumieć jako równość. Natomiast do niej prowadzi długa droga. Zakładając, że zdrowie dopisuje, zastanawiasz się, jak to będzie przebiegało: czy będziesz chciał coś jeszcze zrobić, powalczyć, czy złożysz już broń, i na jakim froncie. Tych pytań jest sporo, ale jak człowiek powoli zaczyna się starzeć, a ja zastałem wiek średni, to chyba pojawia się trochę inna chemia w mózgu. Mam dzieci oraz pewną drogę za sobą, którą oceniam, zastanawiam się nad przyszłością. Trochę siedzę okrakiem, ale obawiam się, że pointa jest taka, że nie bardzo jest się nad czym zastanawiać i po prostu trzeba starać się robić lub nie to, na co masz ochotę. Droga wolna. Płyty różni 12 lat, to nie w mąkę pierdnął, ten czas jest tutaj kluczowy. Tam też zajmowałem się tematem przemijania i śmierci, spotkałem się nawet z określeniami, że ta płyta jest oswajaniem się ze śmiercią. Trudno mi to teraz powiedzieć jednoznacznie, bo nie mam dystansu.
Mówi się, że kiedy jesteś bardzo młody, wszystko wydaje się proste, natomiast z kolejnymi latami te same sprawy się komplikują, wydają się coraz bardziej złożone, pojawia się sieć zależności. Spotkałem się z takim żartem, że koło czterdziestki zataczasz pierwsze koło i wszystko znowu widzisz jaskrawo jak w wieku 17 lat.
Człowiek się starzeje, ma bagaż doświadczeń i może się wydawać, że na tym bagażu jest w stanie zbudować jakąś teorię, która będzie bliższa prawdy.
Czy to nie ułuda?
Im jesteś starszy, tym więcej masz danych, więc jesteś w stanie lepiej określić sytuację, ale paradoksalnie dochodzisz do wniosku, że jedyne, co wiesz, to to, że nic nie wiesz. Taki paradoks bycia człowiekiem, istotą, która się błąka pośród tego chaosu. I jeśli miałbym znaleźć jakąś pointę dla Black Mental, to byłoby to właśnie błąkanie się jednostki, które było, jest i będzie. I jedyne, co można, to próbować się odnaleźć, choć pewności, że cokolwiek ci się uda, niestety nie ma.