Hammond. Historia legendy

Dnia 25 sierpnia tego roku świat obiegła smutna wiadomość o nagłej śmierci wybitnego organisty jazzowego Joeya DeFrancesco. Był multiinstrumentalistą, ale jego pierwszą i największą pasją były organy Hammonda (zaczął grać w wieku zaledwie 4 lat). Ten wyjątkowy instrument o ciepłym, wibrującym brzmieniu, zbudowany prawie 100 lat temu wciąż ma swoich miłośników. Nadaje muzyce charakterystyczny, majestatyczny styl, wysoko ceniony w jazzie, bluesie i gospel. Sięgały po niego również takie sławy rocka jak The Doors czy Deep Purple, a na polskiej estradzie pełnymi garściami korzystali z jego możliwości Czesław Niemen, Andrzej Zieliński, a w jazzie m.in. Wojciech Karolak.

Mało kto wie, że twórca tego instrumentu był zegarmistrzem, a przy tym zapalonym wynalazcą, ojcem takich zdobyczy techniki jak automatyczna skrzynia biegów czy okulary 3D. Laurens Hammond, urodzony w 1895 roku w zamożnej rodzinie w Illinois, w Stanach Zjednoczonych, od małego chciał zostać konstruktorem i chętnie majsterkował. W niedziele matka zabierała go na nabożeństwa, podczas których lubił słuchać dźwięku kościelnych organów. Rodzice zapewnili Laurensowi staranne wykształcenie w Europie (mówił płynnie po francusku i niemiecku), a po powrocie do Stanów ukończył z wyróżnieniem inżynierię mechaniczną na Cornell University. Podczas I wojny światowej młody Hammond służył w stopniu kapitana w 16 pułku inżynierów Amerykańskich Sił Ekspedycyjnych. Po jej zakończeniu imał się różnych zajęć. Został głównym inżynierem w firmie produkującej silniki okrętowe w Detroit, jednak najwięcej satysfakcji dawały mu wynalazki. Dzięki nim mógł się uniezależnić i pracować na własną rękę w Nowym Jorku. Tam, na wynajętym strychu, zbudował mały synchroniczny silnik elektryczny, który – pracując równo i bezgłośnie – omijał poważną przeszkodę, jaką było w latach 30. niestabilne napięcie prądu w sieci. Silnik okazał się wielkim sukcesem i stał się bazą rozmaitych konstrukcji według pomysłu Hammonda: zegarów, filmów 3D (rejestrowanych przez dwie kamery jednocześnie) oraz automatycznego stołu do gry w brydża. Niestety, założona przez niego firma Hammond Clock Company nie przetrwała wielkiego kryzysu w roku 1930 i Hammond musiał szukać nowych zastosowań dla swojego wynalazku.

Laurens Hammond z swoimi wynalazkami

Przypomniał sobie o wysiłkach innego konstruktora, Tadeusa Cahilla, który ok. 1900 r. zbudował jeden z pierwszych instrumentów elektromechanicznych. W monstrualnym, ważącym 200 ton telharmonium wykorzystano zjawisko powstawania składowych harmonicznych podczas obracania zębatych kół tonowych (wirników) w polu magnetycznym. Im więcej było nacięć w wirniku, tym wyższa była częstotliwość impulsów elektrycznych i tym samym powstawał wyższy dźwięk. Ten sam system postanowił zastosować Hammond przy budowie nowych organów, dodatkowo podłączając go do silnika synchronicznego własnej produkcji. Powstał instrument zdecydowanie bardziej praktyczny niż telharmonium, mniejszy i lżejszy, z brzmieniem podobnym do tradycyjnych organów piszczałkowych. Pierwszy model A, wypuszczony do produkcji w 1935 r., miał już wszystkie cechy klasycznego Hammonda, czyli dwa 61-klawiszowe manuały (dwie klawiatury ręczne), 25 pedałów (jedna klawiatura nożna) i po dwa zestawy tzw. drawbarów (suwaków regulujących barwę) dla każdej klawiatury. Jeszcze przed uruchomieniem produkcji zamówienie na sześć sztuk złożył właściciel fabryki samochodów Henry Ford, jednak pierwszy egzemplarz instrumentu powędrował do kompozytora George’a Gershwina.

Hammond widział zastosowanie swojego wynalazku głównie w świątyniach. Kompaktowa obudowa jego organów pozwalała na łatwy transport, co dawało instrumentowi dużą przewagę w stosunku do organów kościelnych, które były bardzo kosztowne i montowane na stałe. Jednak krytykom nie dogadzało zbyt mało religijne brzmienie modelu A. Zatem już rok później zaprezentowano wariant BC, z dodanym generatorem chorusu, wzbogacającym rejestry o zmieszane barwy instrumentów. Następnie, wciąż z myślą o użytku sakralnym, wyszły modele C, D oraz BV i CV (z efektem wibrato) oraz wiele innych. Hammond zakończył poszukiwania idealnego kościelnego brzmienia na nieudanym modelu H100 z 1965 r., dochodząc w końcu do wniosku, że jego instrument czeka zdecydowanie lepsza przyszłość w muzyce rozrywkowej.

Za najdoskonalszy uważany był (i przez wielu wciąż jest) kultowy Hammond B3, powstały w 1954 r. i produkowany nieprzerwanie przez 20 następnych lat. Sprzedano ok. 250 000 sztuk tego instrumentu. B3 był odkryciem dla Jimmy’ego Smitha, prekursora i czołowego przedstawiciela organowego jazzu. To właśnie tego artystę uznawał Joey DeFrancesco jako swoją największą inspirację. Model ten był również ulubionym instrumentem Ethel Smith, gwiazdy muzyki i ekranu, nazywanej „pierwszą damą organów Hammonda”. W latach 60. Hammond próbował zastąpić B3 organami tranzystorowymi, wykorzystującymi mniejszą liczbę kół tonowych i więcej elektroniki. Jednak w opinii specjalistów nie brzmiał tak dobrze jak oryginał, na dodatek zaporowa cena ok. 10 000 dolarów odstraszała klientów.

Sukces organów Hammonda byłby niemożliwy bez innego wynalazku – legendarnego głośnika Leslie. Donald Leslie był pracownikiem firmy produkującej części do organów, a ponadto –właścicielem jednego z wczesnych modeli i ubolewał nad jego niedoskonałym brzmieniem. Próbował skonstruować głośnik, który dałby organom bardziej złożony, dynamiczny dźwięk. Wykorzystał do tego zjawisko efektu Dopplera. Zbudował urządzenie będące kombinacją dwóch głośników. Dolny, basowy, był nieruchomy, ale generował dźwięk wprost do obracającego się dużego bębna, a górny, w kształcie dwóch tub (stożków), obracał się wokół własnej osi. Powstawał w ten sposób unikatowy, plastyczny, wibrujący dźwięk. Podłączone do Hammonda urządzenie dodawało brzmieniu organów charakterystyczny efekt tremolo, wibrato i lekkiego świstu powietrza w jednym. Leslie przedstawił swój głośnik Laurensowi, jednak ten nie był zainteresowany współpracą. Donald otworzył zatem swój biznes, którego nie musiał reklamować. Wynalazek był tak udany, że nikt już nie chciał organów Hammonda bez głośnika Leslie. 

Prezentacja organów Hammond B3 i głośnika Leslie

Laurens Hammond zmarł w 1973 roku, a po jego śmierci firma wpadła w kłopoty finansowe. Rynek instrumentów klawiszowych szedł do przodu i zdominowały go w tym czasie w 100 procentach elektroniczne syntezatory. W 1985 r. przedsiębiorstwo ogłosiło bankructwo. Marka została sprzedana australijskiej firmie, która nie planowała mieć wiele wspólnego z dziedzictwem pierwszych Hammondów. W 1991 r. legendarnym przedsiębiorstwem zainteresowała się japońska firma Suzuki. Właściciel, Manji Suzuki, prywatnie fan instrumentów Hammonda, kupił markę, zatrudnił kilku dawnych pracowników i częściowo pozostawił jej działalność w Stanach Zjednoczonych. W 2007 r., po 27 latach, wznowiono produkcję modelu B3 – wraz z duchem nowych czasów generator mechaniczny (koła tonowe) został zastąpiony cyfrowym. Wygląda jednak tak samo jak pierwowzór i – tak jak dawniej – najlepiej czuje się w duecie z głośnikiem Leslie.

Współcześnie użycie brzmienia organów Hammonda jest często ukłonem w stronę estetyki vintage, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Również instrumentarium rozwija się w stronę kolekcjonerską, a najwyżej cenione są pierwsze oryginalne modele z generatorem mechanicznym. Na koniec ciekawostka – jedyne na świecie muzeum organów Hammonda znajduje się w… Kielcach. Czy jest to już instrument postrzegany w kategorii zabytku, czy też żywy klasyk, przed którym jawi się jasna przyszłość? Czas pokaże. Jednak trzeba przyznać, że zarówno instrument, jak i jego twórca zdobyli w historii muzyki wyjątkowe i zaszczytne miejsce.

Może Ci się także spodobać

Sampler: Jefferson Airplane

1982 – rock wojenny

Prezentownik NCPP

Kropla drąży skałę