Zaleca się #4
WaluśKraksaKryzys
Atak
Atak przyszedł znienacka, a w zasadzie solidne bombardowanie, bo piosenki Walusia to tykające emocjami ładunki wybuchowe. To solidna dawka alternatywy krążącej wokół neo punka, jeśli już musimy przykleić temu albumowi jakąkolwiek etykietkę, choć autor woli mówić o „poezji śpiewanej na petardzie”. Kraksa zawarta w nazwie projektu idealnie oddaje relację, w jaką Waluś wchodzi z otoczeniem. To nic innego jak jazda na „zderzenie czołowe” ze światem, społeczeństwem i własnymi demonami. Sporo w tekstach substancji wspomagających, które potęgują tarapaty, w które pakuje się podmiot liryczny. Płyta idealnie trafiła w czas wiosenno-pandemiczny, gdzie z jednej strony przyszło nam się mierzyć z ograniczeniami, a z drugiej – usilnie napawać wiosennym słonkiem. Atak to również manifest wolności, takiej, która uwiera, czasem błędnie rozumianej, ale trudno odmówić wykrzyczanym słowom racji: „pozwól mi, proszę, robić to, co chcę, bez względu na to, że zrobię to źle…”
Michał Mościcki
ICEAGE
Seek Shelter
Jeśli ktoś by powiedział, że Iceage pochodzi z Sheffield lub z Leicester, uwierzyłbym bez mrugnięcia okiem. I, owszem, wiem, wiem, że to już piąta płyta Duńczyków z Kopenhagi i taka elementarna niewiedza nie powinna mi się przydarzyć, a jednak słuchając ich najnowszego albumu, wciąż uważam, że tak mogłoby być. Iceage to zespół, który już wcześniej otrzymał stempel jakości jednej z najlepszych grup postpunkowych, bez obrzydzenia sięgający sporadycznie w stronę melodii. Na płycie Seek Shelter poszedł jeszcze dalej i ładnych melodii, wpadających w ucho jest naprawdę sporo. Ewolucja to czy wolta? Nie wiem, ale właśnie tym mnie kupili; i nie chodzi o jakieś spektakularne wygładzenie brzmienia tylko po to, by mainstreamowe radia zwariowały na ich punkcie. Myślę, że w line-upie tych letnich festiwali, które się odbędą, wspomnianym albumem zdecydowanie przesunęli się w górę listy. To wciąż jest gitarowe i hałaśliwe granie, ale bardziej zamknięte w formie piosenki, do tego teksty, które nie są pustą wydmuszką, oraz lider z charyzmą. Drodzy Państwo, jest naprawdę dobrze. Jeśli należycie do grupy lubiących słuchać muzyki w aucie, zaręczam, że jest to prawdziwy „killer”. Tylko trzeba uważać, aby przy niektórych utworach nie docisnąć zbyt mocno pedał gazu.
Rafał Czarnecki
THE BLACK KEYS
Dealta Kream
Jeśli zabierać się do płyty jubileuszowej, i to jeszcze z tak bogatym i uznanym dorobkiem, jaki posiadają The Black Keys, to tylko z przytupem. Choć nie każdemu Delta Kream przypadnie do gustu, ponieważ na swojej ostatniej, 10. płycie Dan Auerbach i Patrick Carney zanurzają się w Missisipi, serwując słuchaczom mieszankę country i bluesa. Gwoli ścisłości – ów gatunek, któremu The Black Keys swoim ostatnim albumem składają hołd, to tzw. hill country blues zwane również north Missisipi blues. Nic nowego, powiedzą jedni, przecież zespół od początku swojej działalności czerpie garściami z muzyki południa USA, nawiązując do nurtów rockowo-bluesowo-folkowych, jednak tym razem charakterystycznej piosenkowej przebojowości w utworach Amerykanów jest zdecydowanie mniej. Czy to zarzut? Skądże znowu! Delta Kream to znakomita płyta, która jest jednolitą opowieścią o muzyce, która zawsze była, i jak się okazuje, chyba zawsze będzie niezwykle ważna dla Stanów Zjednoczonych. Nagrana na żywo w dwa popołudnia, co zresztą słychać od pierwszego utworu, przy udziale uznanych muzyków z wymienionego wcześniej gatunku, Delta Kream cieszy ucho od pierwszej do ostatniej minuty.
Marek Szubryt