Mój Prince

W ostatnim czasie w świecie rocka obserwujemy zjawisko, które pozwolę sobie nazwać pękaniem tamy śmierci. Odchodzą najwięksi (trudno tu wymienić wszystkich), a to dopiero początek tej smutnej, acz nieuniknionej procesji. A jednak nawet w tym szerokim kontekście śmierć niespełna sześćdziesięcioletniego, w gruncie rzeczy wiecznie młodego i ciągle hiperaktywnego muzycznie Prince’a jest szokiem. Ale ja nie o tym, jak niepowetowaną stratą dla muzyki (nie tylko rockowej) jest odejście tego artysty; nie o tym, jak bardzo mnie to osobiście poruszyło i nadal ...

Czytaj dalej