Ralpha Kaminskiego droga do Kory
Kiedy w 1980 roku na deskach opolskiego amfiteatru rodziła się Kora Idolka, Kora Estradowa, Ralpha Kaminskiego nie było na świecie. Po raz pierwszy „spotkali się” na początku lat 90., gdy ona nagrywała płytę Róża, a on, jako mały chłopiec, słuchał jej w swoim domu w Jaśle. Chyba wszyscy znamy to uczucie: trudne do uchwycenia, ubrania w słowa, ale wręcz namacalne i formujące. Ono wystarczyło. Cztery dekady później Ralph Kaminski nagrał płytę będącą autorskim hołdem i głębokim ukłonem dla Artystki oraz komentarzem do współczesności.
Kora w każdym swoim wcieleniu jest (wciąż przez gardło nie przechodzą słowa, że była) Artystką totalną. Podobnie jest z Ralphem: choć fonograficznie zadebiutował zaledwie niecałe sześć lat temu i nagrał dopiero trzy płyty, na każdym kroku udowadnia, że na takie miano zasługuje. Najpierw było Morze – album, o którym pisano w zasadzie w samych superlatywach, potem Młodość z pomysłową, bardzo spójną koncepcyjnie trasą koncertową. Do tego wysmakowane teledyski – szczególnie do poruszającego utworu Tata, którym Kaminski niedawno zakończył etap Młodości. Obok Ralpha nie da się już przejść obojętnie.
Do 2018 roku mało kto sięgał po utwory Maanamu, jakby obawiając się czujnego i krytycznego oka Kory. Lata 2020 i 2021 przyniosły prawdziwy wysyp coverów piosenek jej grupy: od Decadent Fun Club, przez Bluszcz i Igora Herbuta, na Natalii Przybysz skończywszy. Nikt jednak – oprócz Kaminskiego – nie odważył się na taką brawurę i rozmach. Odwagą jest także sięganie po cudzy repertuar już w trzecim albumie. Ta płyta do innych jest niepodobna, chciałoby się powiedzieć. Myślałam, że nie można być bardziej złowieszczym niż Kora w Się ściemnia lub bardziej czułym w Po prostu bądź. A jednak. Ralph Kaminski przesuwa granice, które zostały wytyczone dawno temu i wydawały się nienaruszalne.
Kora podczas koncertu Maanamu w Karlsruhe (1985) / zródło: Wikipedia fot. Herrzipp
Okładka płyty „KORA” Ralpha Kaminskiego / 2021
Rozpoczynające album Łóżko jest naturalnym, autorskim postscriptum do Wszystkiego najlepszego kończącego płytę Młodość. Krakowski spleen, który na warsztat wzięło wcześniej dwóch wspomnianych już wyżej wykonawców, tu potraktowano minimalistycznie, wręcz jako intro do apokaliptycznej wersji Się ściemnia. Kaminski zderza nadzieję z poczuciem bezsilności, jasność z mrokiem, oddając stany depresyjne dotykające coraz większej grupy ludzi. Brawurowa interpretacja Wieje piaskiem od strony wojny (z tekstem Kamila Sipowicza) przechodzi w nostalgiczną tęsknotę za miłością w Bez ciebie umieram. Popełniłam grzech porównania tej wersji Bez ciebie umieram z oryginalną – w wersji Kaminskiego warstwa muzyczna jest bardziej spójna z tekstową; to jemu chce się wierzyć. W Biegnij razem ze mną z kolei dzięki fortepianowi uwypuklono rytm, a zrezygnowano z rozpraszającego uwagę saksofonu. Byłam zdziwiona tak nieoczywistym wyborem piosenki promującej płytę, ale z biegiem tygodni uważam ją za najmocniejszy jej punkt. Silnym akcentem jest obecność w tym zestawie Zabawy w chowanego, której tekst jest bardziej aktualny niż kiedykolwiek wcześniej. W kwestii komentarzy do rzeczywistości zabrakło tu jedynie Żądzy pieniądza, która zabrzmiała w Opolu latem 1980 roku.
Ralph Kaminski & My Best Band In The World, Sala Kameralna NCPP, 9 lutego 2018 / fot. Patrycja Wanot
Ralph Kaminski & My Best Band In The World, Sala Kameralna NCPP, 9 lutego 2018 / fot. Patrycja Wanot
Kora to także popis piątki instrumentalistów, bez których – jak mówi Kaminski – nie byłoby tego albumu: Bartka Wąsika (fortepian), Michała Pepola (wiolonczela), Pawła Izdebskiego (gitara) oraz sekcji rytmicznej: Wiktorii Bialic i Wawrzyńca Topy. Trzeba podkreślić, że Kora została nagrana „na setkę”, czyli bez dogrywek i jednocześnie przez wszystkich. Efekt? Energia oddająca niesamowitą pasję tych utworów, a także świadcząca o zgraniu i perfekcyjnym warsztacie wykonawców.
Ralph Kaminski dopisał kolejny rozdział zarówno do swojego artystycznego CV, jak i postscriptum do twórczości Kory. A nam dał jeden z najlepszych albumów ubiegłego już roku.