Nieprzypadkowo na okładce Random desire pojawia się zwrot „shot on location”, który bardziej kojarzy się z kręceniem filmu niż nagrywaniem płyty. Od otwierającej, zaskakująco radosnej Pantomimy, przez melancholijne Marry me, aż po zamykające, oniryczne Slow pan Dulli opowiedział znowu podobną mroczną historię o pożądaniu i samotności. Idąc dalej tym tropem, można Random desireporównać do filmu pozbawionego dłużyzn, w którym ogromną rolę grają zaproszeni goście, ale w którym nie ma wątpliwości, kto jest gwiazdą. Jest to wreszcie film, do którego warto wracać. Produkcyjne perełki takie jak Lockless, w którym Dulli eksploruje ...
Czytaj dalej